Zabłakąny i niepewny niczego
jednak postanowilem zostać i czekać przy niej
bedę czekał wytrwale i w tym czasie bede się upajał jej bliskością.
Obym tylko, pewnego dnia nie obudził się na głodzie.
Pozostawiony bez mego narkotyku
od którego chyba juz zdązylem się uzaleznić.
rozmawialem z przyjacielem:
-boję się o Ciebie, toniesz w oceanie milosci - powiedział
-wiem - odparłem - tonę i tylko ręka utrzymuje sie jeszcze nad powierzchnią
-może podpłynac do Ciebie tratwą i pomóc?
-nie, odejdź i daj mi w spokoju utonąć...
Zobaczymy, bo skazałem siebie teraz
skazałem się albo na wieczne szczeście
albo na ból dotkliwy.
Ale jesli będzie to szczęscie, to nie martw się przyjacielu,
ciernisty las zazdrości nie odgrodzi mi drogi do Ciebie,
nie przesłoni mi oczu, także od innych przyjaciół.
Bo ja pamietam i pamietac bede.
Lecz ilekroć z wami bylem w ciężkich chwilach, to teraz ja prosze was
pomózcie mi jakoś wytrwać.
Bo ja nie wiem czy teraz czekając i cierpliwoscią się wykazując,
mam zanurzyc się caly w oceanie czy tez moze trzymać rękę nad powierzchnią
by w razie kłopotów ktoś mogl mnie znaleźc i wyciągnąć z tamtąd?
Za duzo o tym myślę... w głowie juz mam kaszankę pomalowaną w czerwone serduszka...